KLUB BRUDNYCH NÓG

Tłem tego tekstu są dwie scenki z moich krótkich tegorocznych wakacji.

Scena I

Kobieta i na oko dziesięcioletni chłopiec. Spotykam ich w upalne niedzielne popołudnie na turystycznej ścieżce. Chłopiec właśnie spadł z roweru. Na jego koszulce pojawiła się niewielka plama od błota. „Jesteś brudny. Wracamy!” – wyrokuje matka.

Scena II

Przybywszy do pensjonatu, rozglądam się po pokoju. Na ścianie wisi reprodukcja znanego obrazu Józefa Chełmońskiego Babie lato (1875). Wiejska dziewczyna leży na łące w pozie absolutnej beztroski. W wyciągniętej ręce trzyma nić pajęczyny. Moje bliższe spojrzenie na malowidło nie pozostawia złudzeń. Brudne nogi! – Jakżeby inaczej? Szła boso po trawie, więc ubrudziła. To całkiem naturalne!

Józef Chełmoński Babie lato, 1875, Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot.: Wikimedia Commons

Na przeciwległej ścianie inny obraz tego samego malarza – Bociany (1900). To także scena na polu. Chłop w lnianej koszuli siedzi na trawie i wraz z towarzyszącym mu chłopcem zadziera głowę do góry, by śledzić klucz przelatujących ptaków. Znak jesieni. Jego bose stopy wyciągnięte są w stronę widza. I znów – nogi czarne z brudu!

Józef Chełmoński Bociany, 1900, Muzeum Narodowe w Warszawie. Fot.: Wikimedia Commons

Oba obrazy, pochodzące z przełomu 19. i 20. wieku, przedstawiają ciężko pracujących mieszkańców wsi w ich chwilach wytchnienia. Ciała, niezmuszone do pracy, mogą przyjąć taką pozycję, w jakiej czują się komfortowo. A jednak wywołały skandal. W reakcji na Babie lato pytano: Cóż ma robić na ścianie, w salonie lub muzeum rozwalona na polu chłopka z brudnymi nogami?

Od tamtego czasu ogromna większość populacji Polski a także innych europejskich miast przeniosła się ze wsi do miast. Lecz czy oznacza to, że sposób, w jaki nasze ciała chcą kontaktować się z otaczającą przestrzenią uległy zmianie? Choć, co prawda, zalanie ziemi betonem pozwala niemal perfekcyjnie izolować nas od naturalnego ‘brudu’…

Stopy to pierwszy łącznik z ziemią. Pozycja wyprostowana napawa nas dumą jako osiągnięcie człowieka, pozwalające wyróżnić się wśród zwierząt. Niemniej nie oznacza to, iż odtąd już zawsze musimy się stykać z gruntem tylko tą małą powierzchnią ciała. Nikt nie zabroni nam na nim leżeć, siedzieć, pełzać, turlać się, chodzić na czworakach i jak jeszcze dusza zapragnie. Z ziemią łączy nas nie tylko zmysł dotyku, ale również wzroku i węchu. Ziemia pachnie! Szczególnie po deszczu, gdy w powietrzu unosi się petrichor. To aromat, który powstaje, gdy obecne w glebie bakterie zetkną się z obecną w atmosferze wodą.

Miejskie rozkosze – możliwość leżenia na trawie. Fot.: A.W.

Lecz na ile ta sensualna relacja z ziemią dostępna jest dla nas – mieszkańców współczesnych metropolii?

Kilka miesięcy temu zwiedzałam nowo zbudowaną dzielnicę jednego z północnoeuropejskich miast. Jej supernowoczesna architektura, zaprojektowana przez architektów z górnej półki, miała stać się lokalną ikoną. Minimalistyczna elegancja, zero przypadku. Wszystko precyzyjnie wymierzone, przewidziane i zaprojektowane. Bezbłędna siatka komunikacyjna, doprowadzająca każde auto do podziemnego garażu. Miasto – maszyna. Spełnienie snu Le Corbusiera.

Spacerowałam tam w upale. Moje stopy kroczyły bez końca po rozgrzanym betonie, gdyż osiedle zbudowano na sztucznych gwiaździstych półwyspach, efektownie wsuwających się do morza. Otaczające budynki, rozciągnięte wzdłuż szerokiej arterii, również powstały z betonu przeplecionego wielkimi taflami szkła, w których słońce odbijało się na milion sposobów, oślepiając przechodniów i doprowadzając do obłędu zdezorientowane ptaki. Moje ciało nie czuło się tam szczęśliwe… A to przecież estetyka typowa dla dzisiejszych przestrzeni urbanistycznych.

Dlatego marzę o powołaniu Klubu Brudnych Nóg. Jego członkowie zapytaliby własne ciała, czego one potrzebują do szczęścia w miejskim otoczeniu. W jaki sposób chcą one funkcjonować w urbanistycznej przestrzeni, by czuć się jej podstawowym podmiotem? Interesuje mnie ciało jako transporter sensualnych emocji oraz medium, za pomocą którego nawiązujemy relacje z otaczającym światem.

I na koniec. Ku przestrodze.

Mitologiczny gigant Antajos to syn Posejdona i Gai – uosobienia Ziemi. Był niezwyciężonym zapaśnikiem, a swe siły czerpał z dotknięcia stopami Ziemi, swej matki. Gdy walczący z nim Herakles zorientował się, skąd Antajos pozyskuje swą moc, udusił giganta, unosząc go w powietrzu.

Francisco de Zurbarán, Walka Heraklesa z Antajosem, 1634, Museo del Prado,
Domena publiczna: Wikipedia. https://pl.wikipedia.org/wiki/Antajos

Jedna myśl na temat “KLUB BRUDNYCH NÓG

Dodaj komentarz