W GŁĄB

I tak kolejny raz mam to szczęście, że dostaję propozycję uczestnictwa w niezwykle inspirującej inicjatywie. Antropolożka i animatorka kulturowa Maja Dobiasz-Krysiak zaprosiła mnie do zespołu projektu „Pracownia otwarta. Interdyscyplinarne studium badawcze”. Jego celem jest refleksja nad aktywnością i ideami grupy twórczej, która pod nazwą Interdyscyplinarna Placówka Twórczo-Badawcza „Pracownia” działała w Olsztynie i na Warmii na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego wieku. Głęboko zanurzona w przesłania kontrkultury, przekuwała je na własne „życio-działania”.

Wyłonione przez Maję grono, skupiające animatorów, pedagogów społecznych i artystów zaangażowanych, ma za zadanie przeprowadzenie mikro-badań poprzez praktykę twórczą. W jego skład wchodzą: Marta Andrzejczyk – aktorka i animatorka kultury; Ela Jabłońska – artystka wizualna; Radek Kowalik – animator kultury; Joanna Kubicka – historyczka kultury; Miłka Majczyno – animatorka kultury; Arek Pasożyt – artysta wizualny; Pola Rożek – etnografka i animatorka kultury; Agnieszka Włodarska – psycholożka twórczości i animatorka kultury; Piotr Zańko – pedagog społeczny oraz ja. No i, oczywiście Maja Dobiasz-Krysiak jako spirytus movens całego tego przedsięwzięcia. Mamy realizować własne akcje, odwołując się do metodologii stosowanych przez „Pracownię”. Czy idee sprzed kilkudziesięciu lat mogą odzyskać aktualność w dzisiejszej rzeczywistości?

Spotykamy się po raz pierwszy na Warmii w kwietniu. Zgłębiamy informacje o specyfice olsztyńskiej grupy, spotykamy się z niektórymi z jej członków, odwiedzamy miejsca dawnych aktywności. Prześledzenie tych historycznych działań nie jest łatwe. Zachowała się zaledwie garstka niewyraźnych, czarno-białych zdjęć, nie wiadomo czy dokumentujących najważniejsze akcje. Podobnie miejsca uległy zmianom. Dawna siedziba „Pracowni” w Olsztynie, wtedy klub tętniący alternatywnymi eksperymentami społecznymi, zamienił się w komercyjną salę bilardową. Również miejsca wiejskich projektów przekształciły się nie do rozpoznania. Wędrując śladami dawnych akcji, zadajemy sobie pytanie, co robimy, czego tu szukamy. Rozmawiamy o tym, że tropiąc rzeczywistość, która zapadła się pod ziemię, nadbudowujemy mity. Czy jednak jest w tym coś złego?

Kwietniowe spotkanie zespołu projektu „Pracownia otwarta”. Fot. AW

Gdy na początku tego roku wspomniałam na FB, iż będę zajmować się tematem błota i moją inspiracją będą idee Josepha Beuysa, odezwał się do mnie Robert Knuth. Napisał, że poznał tego wybitnego artystę w Düsseldorfie. Jak również, że ktoś sprawdził, iż Beuys zmyślił na potrzeby sztuki tę słynną historię z leczeniem jego odmrożeń tłuszczem przez krymskich Tatarów. Być może. Ale nawet jeśli to prawda, to ten spreparowany mit, ze swym potencjałem kulturotwórczego dynamitu, jest na wagę złota.

Po powrocie z kwietniowego spotkania formułujemy propozycje własnych działań badawczych, które mogą mieć charakter indywidualny bądź kolaboratywny. Początkowo zastanawiam się nad przygotowaniem akcji partycypacyjnej z udziałem miejscowej młodzieży. Z czasem jednak dochodzę do wniosku, iż bardzo ograniczony czas naszych rezydencji artystycznych, jeden tydzień, spowodowałby, iż utknęłabym na mieliźnie działania zaledwie pozorującego nawiązanie twórczej relacji z mieszkańcami. A przed tym zawsze przestrzegałam zarówno siebie jak i innych. Dlatego decyduję się na projekt solowy w odwołaniu do końcowego okresu w historii „Pracowni”, gdy po kilku latach intensywnych wspólnych praktyk, jej członkowie skupili się na pracy do wewnątrz (co, notabene, doprowadziło do rozpadu grupy).

Postanawiam, że moja rezydencja będzie zorientowana wokół tematu błota i terenów bagiennych. W czasie wiosennej wizyty mogłam przekonać się, iż okolica obfituje w tego rodzaju tereny, choćby w bezpośrednim otoczeniu Teatru Węgajty. W założeniu mój projekt ma mieć charakter performatywny, polegać na „zaprzyjaźnieniu” się z błotem, doświadczeniu go cieleśnie, zbudowaniu z nim „miłosnej” relacji, nawiązanie pozytywnej relacji z naturalnymi substancjami, w stosunku do których nasza kultura wytworzyła negatywne konotacje. Zresztą Maja również zwraca na ten aspekt uwagę w swoim tekście Brud, czyli o regule geografii Interdyscyplinarnej Placówki Twórczo-Badawczej „Pracownia”. Ponadto w odniesieniu zaś do praktyk „Pracowni”, chcę oprzeć się na następujących zapożyczeniach idei: wzajemności człowieka i krajobrazu; doświadczaniu miejsca; praktyce chodzenia-widzenia-stwarzania; wydeptywaniu ścieżek a także praktyce cielesnej – nieoczywistej i rozbijającej dotychczasowe przyzwyczajenia.

Zaplanowane działanie przeprowadzam w wiosce Węgajty w dniach 24-30.06.2023 r.

24.06.2023

Jadę taksówką z Olsztyna do Węgajt, bo wydaje się, że w weekend to jedyna możliwość transportowa w tamtym kierunku. W słuchanym przez kierowcę radiu przemyka informacja o Grupie Wagnera idącej na Moskwę. Brzmi tak absurdalnie, że mimowolnie usuwam ją ze swojego umysłu.

Docieram do domu Eli i Rajnolda Goerigk, u których będę kwaterować. Znamy się, bo już w czasie kwietniowego zjazdu naszego zespołu tu mieszkaliśmy. W kuchni zdejmuję z ramion plecak i od razu siadam do obiadu razem z grupą młodych ludzi, aktorów, którzy występują w wieczornym spektaklu w pobliskim Teatrze Węgajty. Piękne twarze…

Wieczorem wyjście na spektakl „Kroniki nocy”, który, jak zwykle w przypadku tego teatru, grany jest przez mieszany zespół, łączący profesjonalistów z tymi, którzy praktykują okazjonalnie a rzemiosło poznają w czasie warsztatów Inna Szkoła Teatralna. Scenariusz tego spektaklu również zbudowany jest według tej samej reguły. Istniejące już teksty literackie mieszają się z takimi, które powstały specjalnie na tę okazję. Mówią o bezsenności, o wojnie, o przeprawach imigrantów przez puszczę w poszukiwaniu lepszej przyszłości, o próbach zbliżenia się do natury…

Spektakl „Kroniki Nocy”, Teatr Węgajty, 24.06.2023. Fot. AW

Później większość publiczności pozostaje, by spędzić ten wieczór, przeciągający się do późnych godzin nocy, w gościnnym obejściu teatru. Gramy, śpiewamy, tańczymy, pieczemy nad ogniem drożdżowe ciastka.

Pospektalowy wieczór w Teatrze Węgajty. Fot. AW

25.06.2023

Przed południem powracam do teatru, by włączyć się w Dzień Czynu Społecznego zorganizowany przez twórców tego miejsca – Wacka i Mute Sobaszków. Trzeba posprzątać i przygotować budynek oraz jego otoczenie do rozpoczynającego się już wkrótce, 18 lipca, corocznego festiwalu pod nazwą „Wioska Teatralna”. Myjemy okna, przygotowujemy pomieszczenie na festiwalową kuchnię, wyrównujemy teren, który służy jako parking. Wreszcie, przy obiedzie na dwanaście osób, mamy czas na rozmowy. Ich tematem są m.in. przygotowania do mojej akcji. Mute i Wacek są nieocenieni w podsuwaniu różnych tropów, wiążących się z przepracowaniem estetycznym tematu mokradeł. Wacek wyciąga tekst traktatu „Bagna” autorstwa jednego z członków „Pracowni” – niedawno zmarłego malarza Tadeusza Piotrowskiego. To dla mnie bezcenne źródło.

W drodze powrotnej idę obejrzeć niedalekie grzęzawisko. Niezwykle malownicze. W tej wilgotnej atmosferze roje komarów tną niemiłosiernie…

26.06.2023

Przyjeżdża Maja, by przeprowadzić ze mną wywiad na rozpoczęcie rezydencji. Omawiamy założenia mojego projektu. Idziemy na bagna, które odwiedziłam poprzedniego dnia. Upał. Po drodze rozmawiamy o tym, jak po powojennym exodusie lokalnych osadników ten teren utracił swoją kulturową tożsamość. I jak silna była potrzeba nowych osiedleńców, by ten teren po swojemu zmitologizować, nadać mu własne odczytanie i zbudować jego atrakcyjność. Potem wędrujemy śladem domostw, które w latach 80. zostały zasiedlone w ramach specyficznego ruchu „alternatywnego osadnictwa”, który rozwijał się w Polsce wschodniej w czasach stanu wojennego. Do osad, do których zaglądamy, ściągnęli wówczas artyści, antropozofowie i inni ludzie kultury, poszukujący odmiennego miejsca dla siebie w nieznośnej rzeczywistości schyłku komunizmu.

27.06.2023

O 7:30 budzi mnie burza. Uderzenie pioruna, potem ulewa. Pozostaję więc dłużej w łóżku, bo na razie i tak nie mogę planować wyjścia. Następnie długie śniadanie w towarzystwie mojej gospodyni Eli i edukatorki teatralnej Basi Szpunier, która występowała w spektaklu. Dobrze jest nie musieć się spieszyć. Zresztą to rozwlekłe gadanie ma dla mnie również walor poznawczy. W ogóle struktura tej rezydencji pozwala mi na zabieg, który nazywam budowaniem kolektywnej wiedzy. Opowiadam o założeniach swojej akcji, co natychmiast spotyka się z odzewem słuchaczy. A to Mutka mówi mi o jednym z ich pierwszych doświadczeń po zamieszkaniu w Węgajtach. O tym, jak komuś cielę zaczęło topić się w bagnie i Wacek musiał pomóc w jego wyciąganiu. A to moja gospodyni wspomina ich nieżyjącego już psa, który, w bardzo już podeszłym wieku, wpadł wieczorem do stawu. Gdy go wyciągnięto, z brzucha zwisało mu mrowie przyssanych pijawek. Ledwie go odratowano.

Dwie piękne kobiety. Od lewej: Basia Szpunier, Ela Goerigk. Fot.: AW

Ela sama zresztą jest niezwykle wdzięczną słuchaczką. Mówi, że dzięki temu, iż przez ich dom przewija się tylu ciekawych ludzi, ma możliwość wysłuchiwania opowieści z różnych stron i nie musi już podróżować.

Gdy przed południem przejaśnia się i deszcz ustaje, wybieram się nad bagno. Droga zrobiła się błotnista, z drzew kapią krople deszczu. Jest niezwykle malowniczo. Chcę bliżej przyjrzeć się toczącemu się w mokradle życiu. Jest mnóstwo zielonych żab – dorosłych, malutkich i tych w formie kijanek. Gęsto od komarów, które co chwilę siadają na wodzie, wzbudzając kręgi na jej powierzchni. W tej wilgoci wypełzają winniczki. Pod nogami przemykają robaki, których nie potrafię rozpoznać.

Życie bagna. Fot.: AW

Znajduję około czterometrowy drąg, którym badam dno, by zorientować się, w którym miejscu mogłabym wejść. Przy nawet niedużym nacisku, przy samym brzegu zapada się głęboko. Mierzę. Gdybym tam wpadła, zanurzyłabym się po szyję. Szukam więc miejsc z korzeniami olch obrastających bagno. Tam grunt jest nieco bardziej stabilny. W innym miejscu układam kilka gałęzi, które być może pozwolą mi na wejście bez natychmiastowego zapadnięcia się w głąb. Rozglądam się za miejscami, gdzie będzie można postawić kamerę. Po chwili zauważam, że z dala okrąża mnie sarni kozioł. Gdy staje naprzeciw, po drugiej stronie trzęsawiska, ryczy lub raczej szczeka na mnie straszliwym głosem, który niesie się daleko w tym pustkowiu. Najwyraźniej chce mnie stąd wykurzyć. Jestem intruzem na jego terytorium.

Bagno. Fot.: AW

28.06.2023

Przed południem chodzę po okolicznych wsiach, korzystając z upalnej pogody. Dramatyczne, ciemne chmury piętrzą się nad moją głową, ale nie pada. Po południu powracam nad bagno. Chcę dalej studiować kłębiącą się w nim tajemniczą aktywność, ruch zwierząt, magiczną transformację roślin, które zamierając stają się życiodajnym podłożem dla kolejnych bytów. Obmyślam poszczególne sceny mojej akcji i próbuję dopasować je do dostępnych miejsc.

Nie mogę przestać myśleć o tzw. Człowieku z Grauballe. To świetnie zachowane zmumifikowane ciało młodego mężczyzny, znalezione w latach 50. ubiegłego wieku w torfowisku na duńskiej Jutlandii. Obecnie wystawione jest na widok publiczny w Moesgaard Museum niedaleko Aarhus, dlatego wielokrotnie mogłam mu się przyglądać z bliska. Od wielu lat nie przestaje mnie fascynować.

29.06.2023

Nagła i nieoczekiwana awaria żołądka zupełnie zwala mnie z nóg. Leżę cały dzień, nic nie jedząc i zastanawiając się, czy planowana na następny dzień akcja w ogóle będzie mogła dojść do skutku. A może to reakcja mojego ciała na stres związany z przygotowaniami?

30.06.2023

Mobilizuję wszystkie siły. Wstaję i pakuję się do wyjścia. Przyjeżdża Justyna Olimpia Zając, która będzie filmować moją akcję. Jedziemy na miejsce. Już wcześniej zdecydowałam się porzucić zamiar całkowitego zanurzenia się w bagnie, gdyż niemal na pewno groziłoby to topieniem się. Pozostają więc sceny na w miarę bezpiecznym brzegu. Zatytułowałam to działanie „Bagno – próba przyjaźni”. A więc chodzi o budowanie relacji. Dlatego podzieliłam je na części, oddające proces budowania nowego związku. Na początku – obawa, strach. Przywiązuję się liną do drzewa na wypadek, gdybym straciła grunt pod nogami. Potem następuje nieufność, powolne testowanie. Czterometrowym drągiem badam dno, obchodząc trzęsawisko dookoła, wdrapując się na wystające z wody kępy traw.

Akcja „Bagno – próba przyjaźni”, 30.06.2023. Fot. J.S. Zając

Moje ruchy, całkowicie zależne od nieprzewidywalnego podłoża, są niezdarne. Raz po raz ślizgam się, chwieję i zapadam. Tej choreografii nie dało się zaplanować. I tu widzę różnicę pomiędzy spektaklem teatralnym, gdzie gesty aktora, mimo iż zaczerpnięte z rzeczywistości, zostają estetycznie przetworzone i poddane kontroli. W przypadku mojej akcji jest inaczej, gdyż dzieje się w bezpośrednim terenie. I to on dominuje nade mną, a nie odwrotnie. Mogę mu się tylko poddać, mając świadomość, iż ryzykuję porażkę. Natura króluje nad kulturą. Antropocentryczna postawa nie ma tu zastosowania.

Akcja „Bagno – próba przyjaźni”, 30.06.2023. Fot. J.S. Zając

Kolejną sceną jest zbliżenie, przełamanie nieufności. Klękam na błocie, obmywam nim nogi, ręce i twarz. Zanurzam w nim włosy. Moja lniana, biała suknia pokrywa się naturalnym „brudem”. To ważny moment. Chodzi mi o odwrócenie przyjętej racjonalności: świadome zabrudzenie czystego w miejsce czyszczenia brudnego. I w końcu dotyk, bez którego trudno wyobrazić sobie relację. Kładę się na plecach samej krawędzi mokradła, z włosami zanurzonymi w wodzie. Leżę tak przez chwilę…

Akcja „Bagno – próba przyjaźni”, 30.06.2023. Fot. J.S. Zając

Po akcji, z Wackiem Sobaszkiem, który był niespodzianą publicznością mojego działania, idziemy do teatru, gdzie mogę wziąć prysznic. Spłukuję z siebie bagniste życie. Potem jeszcze siadamy na słońcu z Justyną, Wackiem i Mute. Rozmowa rozwija się ciekawie i bardzo żal ją kończyć. Wacek ofiarowuje mi swoją książkę „Spiski życiowe”. Wiem, że natychmiast zacznę ją czytać.

Wracamy z Justyną do domu Eli i jeszcze przez chwilę czekamy na Maję, która przyjeżdża nagrać moją relację z akcji. Potem niezwłocznie wyruszamy w drogę powrotną do Trójmiasta.

Stało się…

Jedna myśl na temat “W GŁĄB

Dodaj komentarz